czwartek, 28 marca 2024

Kultura i rozrywka

  • 3 komentarzy
  • 9045 wyświetleń

Kapliczne wieści – Skaje

METALOWY KRZYŻ PRZED WSIĄ SKAJE Z 1950 ROKU

Autor: Stanisław Orłowski

 

KONTEKST HISTORYCZNY WSI

 

      Podmiejska wieś Skaje leży w obszarze administracyjnym województwa podlaskiego, które nie pokrywa się z krainą geograficzną Podlasia, a jego skład stanowią: Podlasie – 36%, Pojaćwieska Suwalszczyzna – 35%, Mazowsze –20%, Polesie – 7%, Ruś –1% i Mazury1%. Podlasie to region, którego etymologia posiada trzy nazwy i może pochodzić od: dużych puszcz i kniei, mieszkających tu Lachów oraz mieszkających Jaćwingów nazywanych „Podlasianami”.

      Skaje usytuowane po północno-zachodniej stronie Szczuczyna leżą w powiecie grajewskim, 57 km na północ od Łomży na geograficznym Mazowszu. Nazwa „Skaje” składa się z dwóch części i potocznie używa się: Skaje (Tamta Strona) i na północny-wschód za rzeką druga część zwana Skaje (Zawoda).  Według stanu z 2011 r. miejscowość liczyła 196 mieszkańców i 47 gospodarstw.    

 

      Pierwsze notatki o rodzie Szczuków z północnego Mazowsza pochodzą z około 1425 roku.

Po zwycięskiej bitwie stoczonej pod dowództwem m. in. króla Polski Władysława II Jagiełły pod Grunwaldem w 1410 r., kreatywny książę mazowiecki Janusz I Stary na przygranicznej ziemi wiskiej, w puszczy nad rzeką Wissą, osadził wiele miast i setki wsi. W latach 1410 – 1425 powstawały tu pierwsze wsie, zakładane przez drobne rycerstwo mazowieckie, na ziemiach otrzymanych lub kupionych od księcia.  Niektóre wsie, dały początek późniejszym dobrom gromadzonym przez magnata Stanisława Antoniego Szczukę – właściciela Szczuczyna.      

      Podczas gdy 10 letni Władysław III Warneńczyk został koronowany na króla Polski, w 1434 roku toczyła się wojna polsko-krzyżacka. Dwa lata później, aktem z 16 października 1436 roku książę Władysław sprzedał m. in. Marcinowi ziemię po obu stronach Wissy. Wzdłuż meandrów rzeki, Marcin założył wieś o nazwie Szczuki-Marciny. Historia, częściowo obustronnej podmiejskiej ulicówki, rozpoczęła się w roku 1436.  Ludność służyła u pana, trudniła się zbieractwem, uprawą roli, przemiałem zboża, polowaniem i połowem ryb z dominującym szczupakiem, obfitującym w głębokim korycie i zakolach czystych wód dawnej rzeki Wissa.    

Skaje leżą na średniowiecznej Ziemi Wiskiej w północno-wschodnim krańcu Mazowsza, które po ostatnim podziale terytorialnym znalazły się w granicach województwa podlaskiego, wcześniej białostockiego. Wizna, jako dawna stolica tej ziemi, od XI wieku była grodem strzegącym wschodniej granicy Mazowsza, sięgającego aż po Puszczę Dybła i biebrzańskie błota, przed najazdami Jaćwingów. Ziemia Wiska, zamieszkana głównie przez drobną szlachtę, została skolonizowana przez polskie rody szlacheckie w XV w. po rozgromieniu Prusów i Jaćwingów.   

      Pośród zawiłości nazw i podziałów dręczy mnie interpretacja etymologii nazwy Skaje. Nie jestem skłonny zaufać niesprawdzalnym już notatkom, do których łatwo dopiąć, że nawet brama z miedzianymi sworzniami to trojańska Brama Skajska i „należy” do wsi Skaje. Choć synonimem takiej nazwy mogłoby być nazwisko mieszkańców wsi – Trojanowscy, to jednak Homer na to by się nie zgodził.   

Po prawie sześciu wiekach trudno jest dokładnie wskazać, dlaczego i w jakich latach miejscowość Szczuki-Marciny zmieniła nazwę na Skaje. Znane są jednak notatki, które sugerować mogą, że toponim „Skaje” utworzono po zaistniałym w historii wsi wydarzeniu szczególnym, które miało miejsce na początku XVI wieku.     

Krystyna z Orzeszy (w byłych Prusach) zajmująca się przemiałem zboża oskarżyła syna Michała – Marcina ze Szczuk o morderstwo z premedytacją. Marcin miał w roku 1514 dopuścić się grabieży i zabójstwa na drodze do Prus młynarza Kaliksta – męża Krystyny. Trudno dotrzeć do potwierdzenia, czy istniejący jeszcze w 1705 r. na Balcerze pod Skajami młyn na rz. Wissie (z północnej strony mostu) mógł być przyczyną dramatu w ramach konkurencji polsko-pruskiej. Zatem Szczuki-Marciny mogły przybrać nową nazwę Skaje od publicznego „kajania się” Marcina, czyli przyznania się ze skruchą do popełnionego przestępstwa. To – korzenie się – okazywanie pokory i swojej niższości wobec innych, mogło mieć znamienny wpływ na środowisko.  W odczuciu mieszkańców wsi złem był fakt, że skalano dobre imię tej miejscowości. Słaby też musiał być humanitaryzm Marcina, skoro tak łatwo dał się zhańbić winą, a potem skalać.

Wiadomo, że przed 1471 rokiem Stanisław Szczuka, syn Marcina Szczuki z tzw. Skajów, odziedziczył wieś Niećkowo i Zalesie. Czyli wnioskować można, że za czasów księcia Kazimierza III miejscowość Szczuki-Marciny posiadała już nazwę Skaje. A że wszystko wokół nas podlega ciągłym zmianom, to i od 1581 roku do Andrzeja Iłowskiego już pod zmienioną nazwą – Skaje, należała omawiana miejscowość.   

      Niektórzy historycy sugerują też, że nazwa Szczuczyn nie musi pochodzić od nazwiska Szczuka, ale od wyrazu szczupak, czyli nazwy drapieżnej ryby obfitującej w dawnych wodach rzeki Wissa.   

 

             HISTORYCZNY RYS KRZYŻY PRZED WSIĄ SKAJE       

    

       Od zarania katolicyzmu żadna miejscowość, a szczególnie wieś, nie mogła bez krzyża istnieć. To wyjątkowe miejsce z krzyżem, stawało się mini świątynią, centrum bliskości i kultu Boga. Obok krzyża, czy kapliczki nie można było przejść obojętnie. Na spontaniczne modlitwy nie miała dawniej ujemnego wpływu karczma w Skajach, ani pozytywnego trzyklasowa szkoła u Brzozowskich na „Zawodzie”.

Majaczą mi się obrazy z dzieciństwa, których coraz mniej się spotyka, kiedy dziadek Chmielewski przechodząc obok mini świątyń, zdejmował z szacunkiem czapkę, żegnał się i gorliwie odmawiał pacierz. Robiłem to, co on, a potem zadawałem dziesiątki pytań.     

Krzyż stanowi granicę między światem widzialnym a niewidzialnym. Przed nim mieszkańcy gromadzili się na modlitwę, żeby prosić Boga o deszcz, opuszczenie chorób, zakończenie cierpień wojennych, powrót synów i mężów z wojny, etc. Dawniej pod wiejskim krzyżem chowano osoby zabite i nieochrzczone dzieci, a o te kurhany mieszkańcy dbali szczególnie. Pod katolickim symbolem wiary odbywały się egzekucje, a podczas wojen i powstań, zabitych naprędce chowano przy krzyżu. Starsze kobiety modliły się pod katolickim piktogramem – krzyżem wiejskim, jak przed własnym sanktuarium, kiedy w nocy z 6/7 IX 1939 r. wojska niemieckie po przejściu przez Skaje zajęły Szczuczyn. Modlono się, kiedy 22.06.1941r. podczas ponownej agresji Niemiec znów płonął Szczuczyn. Nie zabrakło gorliwych modlitw dziękczynnych 17 stycznia 1945 roku, kiedy po wyzwoleniu Szczuczyna spod okupacji niemieckiej mieszkańcy rozbroili Niemców na Rynku (przy południowej stronie Placu Tysiąclecia). Zakochani składali pierwszą przysięgę pod przydrożną kapliczką, w lesie, lub polanie. Uważano, że tę przysięgę wierności przyjmie Bóg, który jest wszędzie, a ludzką miłość błogosławi bezpłatnie. Do dziś w niektórych wioskach przetrwał zwyczaj zatrzymywania się przy krzyżu za wsią konduktu pogrzebowego, uchylania trumny, żeby zmarły pożegnał się ze słońcem, światem i swoją wsią. I choć w nietypowych przypadkach, dla niektórych przedstawia się cywilizacyjna ciemność, to wynika ona jedynie z pokory i uwielbienia Pana.    

       Czas czyni z krzyżami to samo, co z człowiekiem, który pod ciężarem lat z wolna pochyla się, więdnie i upada. Przez wieki wieś strzegło wiele krzyży dębowych i sosnowych. Ostatnie dwa, stojące obok siebie przy drodze ze Skaj do Szczuczyna w odległości 50 m od pierwszych zabudowań były z drewna. Spróchniały i pochylony – sosnowy i dostawiony do niego nowy – dębowy o wysokości czterech metrów.  Krzyż smukły i młody towarzyszył staremu i pochylonemu do czasu, kiedy ich wspólne obumieranie skłoniło aktywnych mieszkańców do postawienia krzyża metalowego na cokole.

      W ostatnim roku pracy (1931-1950) proboszcza Szczuczyna ks. Jana Załuski (przejął probostwo po ks. Józefie Nowosadko), wykonano w roku 1950 metalowy krucyfiks z figurą ukrzyżowanego Chrystusa. Jednak we wsi byli chętni najemnicy do służenia komunistycznym zaborcom, a nie Bogu. Po zdobyciu szczegółów, najbardziej aktywny i zatopiony po uszy w brudzie czerwonej dominacji doniósł do tzw. komitetu o przygotowaniach do montażu przed wsią metalowego krzyża. Towarzysze z PZPR (1948-1990) natychmiast zabronili postawienia nowego krzyża, a inicjatora pociągnięto do odpowiedzialności i konsekwentnie ukarano.        

      W miejscu krzyży drewnianych, nowy ( przechowywany w stodole) ustawiono dopiero w roku 1952. Krzyż lekki, ażurowy wmontowano w lastrykowy, trzypoziomowy cokół i ogrodzono metalowymi, ozdobnymi przęsłami. Na czołowej stronie architektonicznego motywu zdobniczego już od 1950 roku widniała wykuta inskrypcja: ”Na cześć i chwałę Bogu zbudowali pamiątkę ci, którzy czczą wiarę chrześcijańską. Miej ich Boże w świętej opiece. 1950 r.” Pierwszy raz wykute litery nasycił czarną farbą, a wokół ogrodzenia posadził dwie tuje S. Orłowski w 1963 roku.  Choć budowę kapliczek i krzyży w przeszłości wspomagało m. in. Towarzystwo Spożywców (Spółdzielnia) założone w Skajach w 1912 r., to i w innych latach nie zabrakło darczyńców.     

      Ten, metalowy krzyż z zachowaną proporcją wykonał rolnik Jan Narudzki (s. Władysława herbu Sokół) nazywany „Litwin” i „złota rączka” Skaj i okolic. Zawód rolnika wykonywał z konieczności, nad czym dominowały inne profesje: kowalstwo, stolarstwo, rzeźba, muzyka (na wielu instrumentach w tym na skrzypcach własnej roboty), konstruktor, a jako twórca postępu technicznego był wynalazcą wielu mechanizmów w tym siewnika do buraków, którego prototyp nieodpłatnie przejęła fabryka i wcieliła do produkcji. Jan Narudzki pochodzący z litewskiej szlachty miał za żonę Stefanię Orłowską ze Skaj c. włościanina Ludwika Orłowskiego (pradziadek autora) ur. 5.10.1833 w Łempicach, syn Marcina i Anny. Ludwik Orłowski, podczas zaboru rosyjskiego, posiadał majątek 40 ha. Narudzcy mieli trzy córki, z których Janina (Krzyżanowska) – akordeonistka, śpiewaczka, skrzypaczka i Regina (Cieciuch) – pieśniarka i poetka mieszkały w Świnoujściu oraz Alfreda (Zgorzałek) – nauczycielka w Kętrzynie. Ojciec i trzy siostry mieszkające pod nr. 32 w Skajach, opiekowali się krzyżem drewnianym, metalowym i figurką Matki Boskiej w zamian za użytkowanie ogólno-wiejskiej góry skajskiej, jako pastwiska.   

Troskę o krzyż i otoczenie (podobnie jak i figury MB), przejawiał m. in. Józef Orłowski (zm. w wieku 64 lat15.09.1996 r.), który wokół obiektu posadził młode krzewy żółtej akacji.         

      W latach 2012- 2013 krzyż i otoczenie uległo rewitalizacji. Mimo trudności (!), w lipcu 2012 roku, wycięto stare krzewy posadzone przez Józefa Orłowskiego i usytuowano kwadratowy, szeroki fundament. Na miejscu utrwalonym przez historię, powstał nowy pomnik kultu wiary rzymsko-katolickiej. Obiekt, uzyskał współczesny wygląd, a tradycyjny komponent stosowany przez wieki wokół kapliczek i krzyży w postaci drzew lipy drobnolistnej zastąpiono niskimi, zimozielonymi krzewami ozdobnymi. Usunięto dwie wysokie topole rosnące w pobliżu, które zagrażały dla środowiska i trwałości wzniesionego sacrum, a nie stanowiły uroku przestrzennego. Nad całością organizacyjną i jakością wykonywanych usług czuwał gospodarz tej wsi Kazimierz Orłowski s. Józefa, który w roku 2010 w znacznym stopniu przyczynił się do rewitalizacji otoczenia i figury Matki Boskiej (z 1912 r.) w Skajach.   

 

REGIONALNA ARCHITEKTURA SAKRALNA    

 

      Miejskie, a szczególnie wiejskie tereny Polski północno-wschodniej obfitują w przydrożne, leśne i ogrodowe kapliczki oraz krzyże. Często pochodzą z XIX wieku, choć są i dużo starsze. Stanowią one przykład sztuki ludowej, motyw celebrowania wiary chrześcijańskiej, której silnie hołdowali nasi przodkowie.     

      Od wieków człowiek pragnął zobrazować Boga, a przez to przybliżyć się do Niego. Wiertni utrwalają religijne doznania w postaci świadectw sakralnych, którymi są przydrożne krzyże i kapliczki. Ich widok działa na wyobraźnię, uczucia i budzi refleksje nad sensem istnienia, i przemijania. Krzyże, to małe, specyficzne formy kultury sakralnej, stanowiące uzewnętrznienie miniaturowych świątyń duchowych, drzemiących w naszych sercach. Wznoszenie tych obiektów jest równoległe do dziejów państwa polskiego. Podczas synodu krakowskiego w 1621 roku zadecydowano, żeby proboszczowie budowali i troszczyli się o kapliczki i krzyże. Budowano je z drewna, kamienia i cegły. W połowie XIX w. na kapliczki i krzyże zastosowano nowy materiał, którym jest metal.    

Okupanci niemieccy a szczególnie rosyjscy, w przydrożnej architekturze sakralnej widzieli odradzającą się tożsamość Polaków, dlatego często rujnowano te obiekty.     

Jednak nie tylko naród polski, ale krzyże i kapliczki przetrwały i dalej są elementem ewangelizacji. A jeśli tak, to kto funduje, konserwuje i krzewi świadomość o nich, daje wyznawcom radość i umacnia w wierze. Nie jest istotne, jaką wartość posiada ten gatunek sztuki, bowiem jest to architektura serca i umiłowania wiary. Nasza osobista i regionalna kultura duchowa, to spuścizna tradycji tej wiary i zawartej w niej nadziei. Pozbawienie nas sacrum, pogłębia pustkę w człowieku zagubionym w pogoni za dobrami doczesnymi. Jeżeli pozbędziemy się tych mikro budowli, świadków wiary i drogowskazów etyki życia, pozbędziemy się narzędzi wychowawczych, zaczniemy pełzać po drodze donikąd.  

      Krzyże i przydrożne kapliczki budowano od zawsze z przeświadczeniem, że miejscowość nabierze charakteru chrześcijańskiego, a ludzie żyć będą w godności i przyjaźni. W naszej tradycji symbolika krzyży w większości nawiązuje do tragicznych wydarzeń, natomiast kapliczki stanowią votum, są wyrazem podziękowania lub oddania się w opiekę opatrzności Bożej.

Urokiem sakralnego zjawiska kulturowego od stuleci fascynują się pisarze, poeci, architekci i kulturoznawcy.    

       Publikowane przeze mnie od 1973 r. lekko cenzurowane materiały w prasie oraz wolne i obszerne od 2004 r. w Internecie, mają zwrócić uwagę na unikatowe zjawiska, jakimi są wotywne kapliczki i krzyże przydrożne, stawiane i restaurowane przez mieszkańców.

O bogactwa sakralnej architektury przydrożnej powinniśmy dbać i szanować wszyscy, niezależnie od siły prezentowanego światopoglądu. To one w naszej przestrzeni kulturowej są niemymi świadkami ważnych wydarzeń w każdej miejscowości. Krzyże i kapliczki to nie tylko obiekty przydrożnego kultu religijnego. Oprócz tego, pełnią one funkcję historycznego przekaźnika kultury. Patrzymy na nie jak na kronikę lokalnej społeczności, jak na ślady czasu, który nie powróci. Często wznoszono je w miejscach, gdzie lejąca się krew, znaczyła miejsca bitew, były groby powstańców, ale i tam, gdzie zginął ktoś śmiercią tragiczną, etc.   

       Jest dużo zapomnianych pomników wiary, ale cieszy fakt, że nie jest obojętny ich los dla lokalnej społeczności. Pięknem architektury przydrożnej, jest jej forma artystyczna i wartość, jaką przypisuje jej czas oraz związane z nią przeżycia estetyczne i historyczne. To wystarczający powód do zajmowania się nimi od strony dokumentowania, skłaniania do remontów i lokalnej promocji. Widać czasem zainteresowanie ze strony władz samorządowych niższego szczebla. Troska samorządu terytorialnego, jego wsparcie finansowe, to działania związane z promocją sakralnego produktu turystyki lokalnej, zapobieganie od zapomnienia, ale i rodzaj promocji całej gminy.  

Zachowanie dla kolejnych pokoleń śladów naszego trwania, którymi są krzyże i kapliczki, dające wsparcie duchowe i pamięć o mijających wiekach, to również nasz humanitarny obowiązek.  

     Moim celem jest m. in. rozbudzanie zainteresowań historią regionu, architekturą sakralną, pogłębianie wiedzy i kształtowanie szacunku do tradycji lokalnych, przez opisywanie dziedzictwa religijnego jako elementu kulturowego gminy Szczuczyn i regionu. Małe obiekty sakralne zachwycają nie tylko liczbą, ale wspomnianym bogactwem form i materiałem, z którego są wykonane: drewno, kamień, metal, cegła, żywice, etc.

      Cechą charakterystyczną chrześcijańskiej poprawności nie jest jedynie stawianie ilości krzyży, ale posłuszeństwo wobec Słowa Bożego i stosowanie niewymuszonego szacunku dla innych ludzi.

 

 

Copyright © 2015 Stanisław Orłowski. All rights reserved.

 

           

Komentarze (3)

Nie znam się na historii za wiele. Lecz z tego co wiem to wsie lokował książę Władysław syn Siemowita, a to książę mazowiecki a nie przyszły Warneńczyk. Ziemie te były pod władaniem książąt mazowieckich których siedzibą był Płock i to oni władali tymi ziemiami. Imiona nader takie same, lecz Władysławów wielu. Lecz może się mylę. Lecz czytając ten tekst zdoła "pozytywistyczny" nasuwa się mi opowieść jak cygan gotował zupę z gwoździa. Czytając zakończenie nie pamiętam co było na początku i co jest tematem tych "Kaplicznych wieści". Pozdrawiam Skajaków z przed wody i za wody.Oby Wissa nie stanowiła przeszkód do współistnienia.

Władysław W. Tyle w tobie zgryźliwych komentarzy, że radzę ci zadbać o zdrowie... Naucz się czytać i rozumieć to co inni piszą. Najpierw dogotuj zupę, przełknij gwóźdź, a pamięć przetrzyj spirytusem.

Siemowita waśnie o to chodzi. Ten nieokrzesany filozof Władysław porywający się na komentarz powinien u kowala trzy lata w koszu w kuźni wisieć, potem da lata pani kowalowej ziemniaki skrobać aż dojdzie do tego, że mu kiedyś pozwolą napisać komentarz.

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.